Alternatywne świętowanie ślubu. Leśne przyjęcie pod Warszawą.
By Katarzyna Skierkowska / 29 kwietnia 2020 / plener ślubny,reportaż,ślub,ślubne, fotografia ślubna / 0 CommentsSą takie przyjęcia ślubne, które wymykają się schematom. Całkiem świadomie. Przybierają charakter spotkania towarzyskiego w gronie bliskich sobie osób. Miejsce jest też bardziej swobodne, bez wielkiego prestiżu czy bogatych, świecących dekoracji. A niekiedy jest to przestrzeń natury, i to ta najdroższa sercu. Miejsce, w którym zostawia się kolejne, najważniejsze wspomnienia…Do takiej intymnej przestrzeni zaprosili mnie w roku ubiegłym Marta z Jakubem. To była leśna działka rodzinna. O niej jeszcze wspomnę, a zaczynam od naszej wędrówki na zdjęcia plenerowe – Ku słońcu (nomen omen – nazwa ulicy skierowała nas do słońca).
Ślub bardzo kameralny miał miejsce w kościele na Ochocie przy Dickensa. Wnętrze z charakterystycznym, ciemnym ołtarzem i barwnymi witrażami. Na początek pojawili się oni, stylowi w swej prostocie. Marta ukwiecona jak leśna rusałka, w wianku i z bukietem od mojej siostry – Kosmos!Pracownia florystyczna. Zresztą taką na chwilę się stała, gdy wskoczyła do wody, by zrobić wymarzone zdjęcia. Rusałką nieustraszoną i piękną.
Po krótkich życzeniach ruszyliśmy w las pod Warszawą. Gościna była na zewnątrz, wśród sosen, a przy domu wybudowanym przez tatę Marty. W miejscu wypełnionym najlepszym czasem dzieciństwa. Takim, gdzie natura staje się drugim domem, także w dorosłym życiu.
Marta i Jakub są grafikami, którzy łączą swoje siły pod szyldem KOOBI Studio. Ich pomysłem i wykonaniem są unikatowe, leśne winietki z imionami gości. Kompozycje kwiatowe na stoły także wykonała moja zdolna siostra.
Spotkanie toczyło się w swoim, niespiesznym tempie – trochę w stylu garden party, trochę slow wedding. Pogoda sierpniowa rozpieszczała ciepłem, a w końcu też słońcem. W czasie przyjęcia poszliśmy w miejsca spacerów Marty i Jakuba, gdzie zrobiliśmy zdjęcia plenerowe. Po powrocie Marta zmieniła sukienkę, z oczywistego powodu. Następnie zostały dograne ostatnie elementy tańca otwierającego część muzyczną, a zamykającego mój udział w spotkaniu z parą i ich gośćmi.
Choć mogłabym fotografować jeszcze i jeszcze, bo cenię taki niespieszny i luźny klimat przyjęć, to mam wrażenie, że i tak dużo bezcennych wspomnień zostało zatrzymanych. Pozostawiam te zdjęcia jako inspirację dla tych z Was, którzy szukacie alternatywy dla tradycyjnych wesel. Piszę się przy tym z chęcią na wykonywanie kolejnych fotografii w tak nieoczywistych, a inspirujących okolicznościach.